Woli być niż mieć
Jeżeli chcecie coś osiągnąć, to dobre wychowanie bardzo pomaga. Bez tego trafia się na różne rafy - mówi do grupy młodzieży wysoki, ciemnowłosy chłopak.
- Kajakiem łatwiej płynąć z prądem niż pod prąd. Wiem, bo pływałem tak i tak. Dobre wychowanie to jak pływanie kajakiem z prądem. W Ognisku Wychowawczym "Starówka" w Warszawie trwa kolejne spotkanie podopiecznych z wolontariuszami z Warszawskiego Klubu Rotaract. Prowadzący je Łukasz Grochowski nie ma łatwego zadania. Dzieci się kręcą, rozmawiają, ale powoli część wciąga to, o czym mówi. Odpowiadają na pytania i zdobywają punkty. Nie brak chętnych do udziału w scenkach, jak się witać, nie popełniając gafy.
- Łukasz Grochowski i jego koledzy z Rotaractu mają świetny kontakt z naszymi podopiecznymi - mówi kierowniczka Alicja Sołtyka-Kamińska.
- W naszym ośrodku jest kilkadziesiąt dzieci w wieku 9-18 lat, głównie z gimnazjum. Niektóre mają problemy z nauką, inne trudną sytuację życiową albo złe warunki mieszkaniowe. Bywają nadpobudliwe, ciężko im wysiedzieć 45 minut.
- U nas wolontariusze średnio wytrzymują rok - dodaje wychowawczyni Stanisława Zembura. - A ci są z nami już od trzech lat. W ciekawy sposób prowadzą półtoragodzinne interaktywne zajęcia na różne tematy: motoryzacji, egzotycznych języków i alfabetów, kosmetyków, hip-hopu, podróżowania. Przygotowują prezentacje, wciągają dzieci do wspólnej zabawy. Łukasz Grochowski skończył studia ekonomiczne, ale zawsze mówił, że jest humanistą. Miał 17 lat, kiedy w 1991 roku trafił do grupy inicjatywnej Rotaractu w Polsce, młodzieżowej organizacji Rotary International, zrzeszającej osoby w wieku 18-30 lat. Łukasz od dawna myślał o czymś takim. Odnalazł tam swoje miejsce. Działalność na rzecz społeczności lokalnych, dbałość o rozwój zawodowy i umiejętności organizacyjnych - należące do podstawowych zasad Rotaractu - przynoszą mu wiele satysfakcji. Organizacja ta nie może pomagać finansowo, ale może skojarzyć potrzebującą pomocy placówkę z przedsiębiorcą, który jest w stanie jej udzielić.
- Dajemy nasze pomysły, wiedzę, czas i ręce, żeby uruchomić machinę i zorganizować pomoc materialną - wyjaśnia Łukasz Grochowski. Przez 4 lata z kilkoma kolegami z klubu przynajmniej jeden weekend w miesiącu spędzał w domu dziecka w Sońsku pod Ciechanowem. Zawsze starali się zawozić jakieś rzeczy zebrane dla dzieci, ale też poświęcić im trochę czasu - pójść na łąkę, do sklepu, pograć w piłkę, porozmawiać. Teraz jeżdżą tam sporadycznie. Jeśli się okaże, że któreś z dzieci jest wyjątkowo zdolne, mogą zarekomendować je do otrzymania stypendium jednemu z klubów Rotary. Kiedy dowiedzieli się, że w Sońsku potrzebny jest plac zabaw, przedstawili tę sprawę w różnych gronach, przede wszystkim wśród rotarian. Znalazł się przedsiębiorca, rotarianin, który wybudował plac zabaw, inny sfinansował siłownię. Niedawno dowiedzieli się, że w szpitalu psychiatrycznym dla dzieci w Choroszczy pod Białymstokiem trzeba wymienić okna. Są tak zniszczone, że wylatują, więc zabito je gwoździami. Łukasz z kolegami pojechał tam w marcu 2003 roku, sfotografowali wszystko, co w tym szpitalu wymaga inwestycji, nakręcili film, przygotowali komputerową prezentację i szukają sponsorów. Łukasz Grochowski ma świetną, zajmującą pracę - odpowiedzialne stanowisko w dużej spółce giełdowej - jest przykładem młodego człowieka sukcesu, ale mówi, że nie odpowiadałoby mu spędzanie wieczorów przy drinkach w modnych lokalach. W Klubie Rotaract spotyka się z ludźmi, którzy podobnie jak on wolą "być niż mieć", dla których pomaganie innym to potrzeba serca. Doradzają sobie wzajemnie w sprawach życiowych i zawodowych, uczą się od siebie różnych rzeczy. Robią wspólne wypady za miasto, do kina, teatru, na kręgle. Są fajną grupą spędzającą razem czas i realizującą hasło Rotaractu: Przyjaźń w działaniu. Każdy czwartek jest zarezerwowany na klubowe spotkania, podczas których ci młodzi ludzie, studiujący czy robiący kariery, zapominają o inwestycjach finansowych, swojej pracy i omawiają kolejne klubowe projekty. W Warszawie działa 5 klubów Rotaract, w Polsce 20, a na świecie jest ich prawie 8 tysięcy. Łukasz Grochowski teraz jest zwykłym członkiem klubu, wcześniej, jeszcze jako student, pełnił odpowiedzialne funkcje w dystrykcie, czyli jednostce skupiającej obecnie wszystkie polskie, ukraińskie i białoruskie kluby Rotary i Rotaract, a przez dwie kadencje był szefem Komitetu Europejskiego Rotaractu. Prywatnie dużo jeździł po świecie, z plecakiem, lokalną komunikacją, ciekaw ludzi i ich życia. Zwiedził tak Amerykę Południową, Indie, Nepal. Ogromną radość sprawiała mu nawet bardzo prosta rozmowa z tubylcami, dlatego zawsze uczył się języków.
- Zdolny, ambitny, odpowiedzialny, znakomicie radzący sobie z publicznymi wystąpieniami na międzynarodowych spotkaniach, obdarzony talentem organizatorskim, a jednocześnie bardzo kontaktowy - tak o Łukaszu Grochowskim mówi Bohdan Kurowski, w latach 1997-1998 gubernator Polskiego Dystryktu Rotary. Podkreśla ogromny organizacyjny wkład Łukasza w kształt Rotaractu w Polsce oraz w realizację międzynarodowych akcji dobroczynnych.
- To człowiek, któremu chce się coś robić. Do takich otwartych i przebojowych ludzi świat należy.
Alicja Sołtyka-Kamińska docenia to, że wolontariusze z Rotaractu pomogli ognisku "Starówka" zdobyć meble czy znaleźć sponsorów na słodycze dla dzieci.
- Ale ważniejsze dla nas jest, że ci młodzi ludzie, którzy pracują, odnoszą sukcesy, uczą się i mają swoje życie, znajdują też czas na spotkania z naszą młodzieżą - mówi.
- Ich optymizm, zapał są zaraźliwe. Mam nadzieję, że zainspirują niektórych z naszych podopiecznych. Łukasz Grochowski nie lubi używać wielkich słów.
- Wiem, że całego świata nie zmienimy, ale jeżeli możemy coś zrobić nawet w małej skali, to warto - zapewnia.
artykuł opublikowany w
październikowym numerze Reader's Digest
autorka - Anna Sobczyk
|