Numer 13182 Mirosław Firkowski był więźniem w Oświęcimiu. Sześćdziesiąt lat później jest tutaj żeby oddać cześć zamordowanym. |
OŚWIĘCIM, 27 styczeń 2005. Autobus z byłymi więźniami dotarł do Oświęcimia. Mirosław Firkowski na krotko zamknął oczy. Nagle wyprostował się jakby musiał się opanować. Z plastikowej torby wyciągnął preparat aerozolowy przeciw astmie. "Trzeba umieć przebaczyć" - powiedział. Nawet nazistom? "Co pozostało mi innego?" Jest bardzo zimno. Pada gęsty śnieg. Osiemdziesięciotrzyletni Mirosław Firkowski siedzi już dłuższy czas na swoim krześle pod gołym niebem razem z innymi byłymi więźniami. Wszyscy czekają na otwarcie uroczystości 60 rocznicy wyzwolenia obozu. Uroczystość zaczęła się. Słychać gwizd lokomotywy. To ma przypomnieć pociągi, którymi przywieziono tutaj setki tysięcy ludzi. Do komór gazowych. Na śmierć. Więcej jak dwie godziny będzie trzeba wytrwać na honorowym miejscu, przy zimnie i mocnym wietrze. Firkowski ma na sobie swój najcieplejszy garnitur i najcieplejszy płaszcz. Poprzedniego wieczoru opowiadali jak to było pięć lat temu. Krakowski kardynał miał tak długie przemówienie ze wszyscy prawie zamarzli. Mirosław oddycha ciężko, często kaszle, pomimo ze nie pali. W Neuengamme, jednym z trzech obozów, w których był wieziony w latach 1940 - 1945 zachorował na zapalenie płuc. Później jeden z lekarzy usunął mu jedno płuco. Mirosław Firkowski mieszka wraz ze swoja ciężko chora żona Marią na osiedlu w południowej części Łodzi, przy końcowym przystanku linii tramwajowej nr 13. Na ścianie sąsiedniego bloku ktoś napisał "Precz z Żydami". Mieszkanie jest na drugim piętrze. Jest małe i pełne brązowych dywanów. Na ścianach wiszą kolorowe kwiatki z plastiku, w regałach stoją białe porcelanowe koty. Z boku wisi obraz papieża za młodych czasów. Naprzeciw lóżka stoi mały stolik, a na nim maści, krople i tabletki. Zamocowany jest na nim także pojemnik na mocz, który już wcześniej Firkowski opróżnił, a teraz smaruje maścią nogi pełne odleżyn. Na twarzy Marii widać cierpienie. Kiedy Mirosław musi wyjechać, opiekę przejmuje najmłodszy syn. "Nie ma Pan pielęgniarki do pomocy?" - Firkowski śmieje się. "Ależ panienko, o czym pani myśli? My mamy na życie 2000 zł miesięcznie, to jest około 500 Euro. Pielęgniarka kosztuje 15 Euro dziennie! Proszę policzyć ile to jest w miesiącu." Na uroczystość w Oświęcimiu zawiezie Mirosława starszy syn Piotr. Po drodze muszą jeszcze zajechać do Warszawy, gdzie Firkowski ma przyjąć odznaczenie od polskiego prezydenta. To już jego piąte odznaczenie. Piotr opowiadał jak bardzo było przykro jego tacie, kiedy dowiedział się, że o nim prawie zapomnieli. "Ale tylko prawie" - powiedział Firkowski z uśmiechem. On lubi się śmiać. Dobrze wygląda jak na swoje lata, mimo cierpień, jakie musiał przeżyć przez pięć lat przebywania w obozach. Pięć lat psychicznego terroru, tortur, wszelkich chorób medycznych eksperymentów, częstych prześwietleń, wygłodzenia do 38 kilogramów. Firkowski mówi szybko. Mówi, że ludzie nie powinni tego nigdy zapomnieć. Poprzedniego roku miał spotkanie z grupa uczniów ze szkoły zawodowej we Frankfurcie i opowiadał o holokauście. Był zaszokowany, że ci młodzi ludzie tak mało o tym wiedza. W obozach zginęły miliony ludzi. Dzisiaj wiele wydarzeń tamtych lat zaciera się w pamięci. Ale tego nie można zapomnieć. To jest zadanie szkół i mediów. Powtarzał to stale. Firkowski swoje przeżycia opisał w swojej książce. Po trzydziestu latach milczenia. W roku 1975 uległ namowom swojej żony i zaczął pisać. Trwało to dwa miesiące. Ten czas był dla nas jak Sodoma i Gomora" - powiedział jego syn Piotr. Nie można było z nim rozmawiać. To było tak jakby wszystko na nowo przeżywał". Tak to było" powiedział ojciec. Opowiadanie Mirosława Firkowskiego nosi tytuł "Przez Trzy Kacety". Wydawnictwo, które może książkę wydrukować, już jest. Niestety nie ma pieniędzy na druk. "Może napisze pani, że szukamy sponsora na wydrukowanie książki mojego ojca?" - powiedział Piotr. Po upływie trzech godzin jazdy samochodem stoi Firkowski z orderem na piersi w Pałacu Prezydenckim Tylko kilka kroków od niego stoi Prezydent, który powiedział. "Wszystko, co wydarzy się w następnych dniach wzmocni nasza solidarność i nasza wiarę w lepsza przyszłość". Firkowski odznaczony został Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Po zakończeniu odznaczenia byłych więźniów Oświęcimia powitał Firkowski starych znajomych. "Halo Mirek!" - zawołał Marian Sobol z Gdańska. Oboje serdecznie się uścisnęli. "Ja byłem numerem 2389" powiedział Marian Sobol. Firkowski ziewnął. Ostatniej nocy bardzo mało spał. "Zobaczymy się jutro w Oświęcimiu!" Tak, do jutra. Piotr przyniósł jeszcze ciastka. ,,Pyszne! Jedz wszystko za darmo" - powiedział i dodał szeptem - ,,Ładnie tutaj, nie?" Na parkingu przed Pałacem Prezydenckim Piotr pożegnał swojego ojca. Późnym wieczorem Mirosław Firkowski będzie już w hotelu Adria w pobliżu Oświęcimia, ale przedtem ma jeszcze sześć godzin jazdy autobusem. Z okna autobusu widać ciągnące się brzozowe lasy. Jezdnia jest śliska. Autobus tylko powoli może posuwać się naprzód. Firkowski ma przy sobie kartę wizytowa. Na przedniej stronie jest nazwisko i adres. Najważniejsze wyszczególnione jest na odwrocie karty: "Udział w walkach obronnych 1939, Firkowski jest już przyzwyczajony do opowiadania o swoich przeżyciach. Jest członkiem zarządu Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem. Hamburski historyk w swojej pracy magisterskiej opisał transport Firkowskiego z Oświęcimia do Neuengamme i przeprowadził z nim wielogodzinny wywiad. Niedawno jedna dziennikarka zapytała Mirosława czy nie musi płakać, jeżeli pyta go ktoś o Oświęcim. Odpowiedział - "Płakać? O co płakać? To było 60 lat temu. Mógłbym płakać, jeżeli mnie ktoś zapyta o dzisiejsze czasy". Często wracał do miejsc ponurych wydarzeń, których był świadkiem. Do Oświęcimia piętnaście, a może dwadzieścia już razy. Dokładnie sam już nie wie. ,,To jest tak jakbym był na cmentarzu, na którym spoczywają moi bliscy. Tak dużo moich przyjaciół zostało w Oświęcimiu zamordowanych i spalonych" - powiedział. Miał osiemnaście lat, kiedy został przez Niemców aresztowany. Podejrzany był o organizowanie ruchu oporu w swoim rodzinnym mieście Końskie. Wraz ze swoimi kolegami został przez Niemców zabrany do wiezienia w Kielcach, gdzie wszyscy zostali poddani torturom. Nie do opisania są sceny i ból jaki musieli znieść jako ofiary przesłuchań. ,,Odszkodowanie to tylko słowo" powiedział Firkowski. Za pieniądze nie można kupić zmarnowanych młodzieńczych lat i utraconego zdrowia. Pieniądze otrzymałem i co trzy lata mogę jechać do sanatorium w Niemczech. Poprzedniego roku udało mi się tam wreszcie być. W Bad Schwalbach. Byłem bardzo zadowolony, ale ze względu na moja chora żonę nie prędko będę tam mógł znowu pojechać. Jest już ciemno. Duży plac przed rampą kolejową w obozie Birkenau, gdzie SS decydowało o życiu i śmierci nowo przybyłych więźniów, pokryty został równomiernym światłem. Dalej pada gesty śnieg. Jest już po wszystkich przemówieniach. Szefowie państw zapałają świece. Płomienie świec oświetlają tory, które prowadza do bramy, przez która przejeżdżały w przeszłości pociągi śmierci. Słychać przenikliwą muzykę. Jeden ton. Raz głośno, a raz cicho. Prezydent Izraela Mosche Katzav w swojej mowie powiedział, że w Oświęcimiu odnosi się wrażenie jakby jeszcze słychać było krzyki pomordowanych. Mirosław Firkowski siedzi w swoim krześle na zimnie pod gołym niebem. On to wytrzyma. On to zawsze wytrzymywał. artykuł z: Berliner Zeitung 28.01.2005; autor: Mia Raben |