Dzięki nim jesteśmy Wielką Rodziną


          Nie raz zdarzyło mi się minąć na ulicach centrum miasta ubranych w garnitury chodzących zawsze dwójkami młodych mężczyzn,  noszących charakterystyczne plakietki z nazwiskiem oraz zupełnie niepasujące do całości sportowe plecaczki.  Wiedziałem, że to „patrole” mormońskich misjonarzy czyli członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Do tej pory nigdy jednak nie zdarzyło mi się, żeby mnie zaczepili i chcieli nawracać. Z zaciekawieniem zatem przystanąłem któregoś wieczora, kiedy zorientowałem się, że to ja mam być celem „plecaczkowców”. Postanowiłem porozmawiać z nimi, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tym co robią. Dlatego na pytanie „Czy możemy porozmawiać o kościele?” odpowiedziałem szybko, że chętniej posłuchałbym trochę o nich samych i zacząłem ich wypytywać. Okazało się, że mówią trochę po polsku, chociaż obydwaj pochodzą z USA. Dowiedziałem się również, że są studentami i przerwali edukacje, żeby przyjechać na misje, które trwają zwykle od roku do dwóch lat. Moi rozmówcy przyznali, że niełatwo im zainteresować swoją religią Polaków, którzy są raczej nieskorzy do wymiany opinii o sprawach wiary i nie są przyzwyczajeni do rozmów na ulicy z obcymi, zwłaszcza obcokrajowcami. Ciekaw byłem co moi Mormoni wiedzą o projekcie ewidencjonowania ksiąg parafialnych i o tzw. centrach rodziny, bo przecież dzięki gromadzonym przez nich archiwom odczytywanym przez Tima i Łukasza udało się scalić Wielką Rodzinę Firkowskich. Trochę zdziwili się, że w ogóle wiedziałem coś na ten temat, co więcej po chwili zorientowałem się, że oni wiedzą mniej niż ja. Być może po prostu nie potrafili mi wyjaśnić tego, co cały czas stanowiło dla mnie zagadkę, po co właściwie to robią. Udało mi się zrozumieć tylko tyle, że zbieranie danych o zmarłych służy do sprawowania wobec tych osób religijnych „obrzędów” wg zasad ich kościoła. Kiedy poczuli, że wkroczyli na grząski grunt, szybko wręczyli mi ulotkę nt. warszawskiego centrum rodziny i zachęcili do odwiedzenia tego miejsca. Nie chciałem męczyć ich dłużej... Podziękowałem im z uśmiechem, pożegnałem się i poszedłem swoją drogą.  

Łukasz Grochowski,
wnuk Alojzego Firkowskiego