Marcin Firkowski (17.09.1867 Lipie - 27.02.1931 Jaksice) i Marianna zd. Konopa (15.07.1870 Kaczkowo - 28.12-1948 Suchatówka, pochowana w Gniewkowie). Mieli 14 dzieci:
Stella |
|
|
Stanisław |
|
zm.1914 |
Franciszek |
ur. 08.08.1893 |
zm. 9.07.1955 Murzynno |
Anastazja |
ur. 07.12.1894 |
zm. 1988 Francja |
Agnieszka |
ur. 08.01.1897 |
zm. 22.04.1987 Szadłowice |
Marianna |
ur. 18.09.1898 |
|
Władysław |
ur. 18.09.1898 |
zm. 06.10.1962 USA |
Jan |
ur . 30.06.1900 |
zm. 30.07.1900 |
Stanisława |
ur. 29.10.1901 |
zm. 03.11.1901 |
Antonina |
ur. 21.04.1904 |
zm. 09.05.1988 Gubin |
Władysława |
ur. 17.01.1907 |
|
Helena |
ur. 05.02.1908 |
08.08.1990 Gniewkowo |
Pelagia |
ur. 14.04.1910 |
30.11.1986 Janikowo |
Antoni |
ur. 14.04.1914 |
10.10.1984 Toruń |
Od 1929 r. zamieszkiwali w Borkowie pow. Inowrocław. Dziadek tam pracował w Majątku, a babcia zajmowała się gospodarstwem domowym. W Majątku Borkowo pracował również jako robotnik syn Antoni do czasu powołania go do wojska tj. 5.11.1937r. Babcia z dziadkiem wychowali wnuka Aleksego syna Antoniny, który bardzo miło wspomina dziadków. Dziadek Marcin i wujek Antoni byli dla niego autorytetem i bardzo go ochraniali i wstawiali się za nim.
Wnuk Jan s. Antoniny pamięta babcię Mariannę jak kazała mu dać małym kaczuszkom pić, a on, jako mały chłopiec, zamiast je napoić to je tak łapał za szyję i poił, że aż je podusił i babcia go zbiła, że bardzo go bolało. Mimo to bardzo miło i serdecznie babcię Mariannę wspomina i mówi, że była bardzo dobrą kobietą. Dziadek Marcin zmarł 27.02.1931r. i pochowany jest w Jaksicach. Po śmierci dziadka babcia Marianna zamieszkała w Borkowie z córką Pelagią, Heleną i Antoniną. Zamieszkali tam do 1945r. W 1945r. Pelagia wyjechała z mężem Franciszkiem Lipińskim do Myśliborza (ziemie odzyskane), a potem zamieszkiwała pod Janikowem w Dobieszewiczkach, a następnie w Jankowie. Córka Helena wyprowadziła się do Rutartowa, natomiast córka Antonina zamieszkała w Gniewkowie, a w 1946r. wyprowadziła się do Raduszca Starego woj. zielonogórskie, a potem do syna Jana do Gubina. Syn Antoni zamieszkał w Suchatówce gdzie również zamieszkała z nim mama-babcia Marianna. Tam urodziła się Basia i Marian. Z opowiadań, Basia wie, że babcia ją pilnowała jak była mała i chodziły na miedzę zbierać kwiatki i ona babci szybko uciekała, że babcia jej nie mogła dogonić. Z wspomnień i opowiadań naszej mamy Anastazji pamiętamy też, że babcia Marianna była dobrą i serdeczną kobietą. Zmarła u syna Antoniego w Suchatówce dnia 28.12.1948r. i została pochowana na cmentarzu w Gniewkowie. Ten dom stoi do dzisiaj. Z opowiadań wnuczki tj. córki Franciszka - Stanisławy - gdy babcia Marianna miała pogrzeb to ona akurat ślubowała ze Stefanem Łątkowskim i z USC prosto jechali na pogrzeb do babci w Gniewkowie. Wspomina również jak przed wojną w zimie odwiedził brata Franciszka w Markowie brat Władysław przyjechał na rowerze i palił papierosa i niedopałek wpadł mu za płaszcz i tliło mu się a tym samym leciał dym i ona widzi, że się pali i mówi, że się pali pan (bo nie poznała wujka) i zsiadł z roweru i poszli do domu i jej mama robiła opatrunki po oparzeniu. Posiada też zdjęcie wujka Władysława z żoną po pogrzebie dziadka Mariana. Wujek Władysław był raz w Borkowie i dwa razy odwiedził siostrę Antoninę w Gniewkowie. Ciocia Anastazja, czyli Busia mieszkała w Inowrocławiu tam też urodziła się jej córka Kazimiera - dom, w którym się urodziła z opowiadań pamięta Jan wnuczek Jagusi tj. Inowrocław ul. Toruńska potem wyjechała do Francji i mieszkała w miejscowości skąd pisała listy przepisywała zdjęcia i odwiedzała siostry i brata Antoniego. Wuj Stanisław zamieszkiwał w Inowrocławiu przy ul. Toruńskiej (tj. przed II wojną światową). Ciocia Agnieszka zwana Jagusią mieszkała w Szadłowicach k. Inowrocławia gdzie dzisiaj mieszka jej córka Bronisława. Ciocia Władysława zamieszkiwała w Inowrocławiu.
***
Nasz tato Antoni syn Marcina i Marianny był bardzo rodzinny. Utrzymywał kontakt z rodzeństwem odwiedzał często swoje siostry i brata Franciszka a z bratem Władysławem, który wyjechał do USA utrzymywał kontakt listowny, czego dowodem są również zdjęcia, które wujek do nas przysłał. Są to zdjęcia z lat 1956, 1959 i 1960r.
Pamiętamy również listy, karty świąteczne, chustkę, którą mama nasza otrzymała od swojej bratowej (jak to wujek pisał) i 1 dolara w karcie świątecznej od wujka. Tato nasz odwiedzał również swoją siostrę Anastazję, która wyjechała do Francji, a którą nazwaliśmy Busią. Ona w Polsce odwiedziła także swoje siostry i brata i były z nią Kazia i Joland i wnuczka Brizit. W Polsce odwiedził nas także syn Kazi (wnuczek Busi) Roger ze swoimi kolegami oraz Wanda i Franz. Z tych odwiedzin rodzinnych posiadamy również zdjęcia. Nasz tato opowiadał nam jako dzieciom, że było ich w domu 14 dzieci, że on był najmłodszy i wołali na niego Antek 14. Opowiadał również, że niektórzy szybko umierali i zostało ich tylko 8. Bardzo miło wspominamy te wyjazdy rodzinne z naszym tatą do swoich sióstr, a naszych cioci. Miło wspominamy jak wyjeżdżaliśmy do cioci Antoniny i wujka Leona do Raduszca Starego k. Zielonej Góry na każde wakacje. Mieszkaliśmy w mieście Toruniu, a ciocia na wsi i całe dwa miesiące wakacji spędzaliśmy z dala od domu, a gdy skończyły się wakacje to żal było odjeżdżać. U cioci paśliśmy krowy, które zbierało się na łąkę z całej wioski, zbieraliśmy zbiorowo stonkę z gospodarstw rolnych. Chodziliśmy na pachtę na jabłka lipcówki, w żniwa pomagaliśmy wujkowi wiązać snopki, a przy maszynie - przecinaliśmy snopek, odrzucaliśmy plewy. Poznaliśmy dużo koleżanek i miłych przyjaciół, z którymi mimo upływu lat (32) utrzymujemy jeszcze kontakty i miło spędzone chwile w Raduszcu wspominamy. Miło także wspominamy wizyty z naszym tatą u cioci Jagusi w Szadłowicach. Ciocia była bardzo ciepłą, miłą i kochającą osobą. Miała także serdeczne i miłe córki: Kazię, Zosię, Bronię i Stasię i syna Czesława. Jeździliśmy z tatą pociągiem to oni zawsze wyglądali na drogę czy już Antoni przyjechał i idzie do nich z pociągu. Piekli dla taty specjalne placki żeby tylko tatę i nas ugościć. Czuliśmy u nich tą serdeczność i ciepło rodzinne. Tato jeździł i odwiedzał także rodzinę brata Franciszka w Markowie, a przy okazji wstąpił do rodziny naszej mamy. Te chwile spędzone na wsi w rodzinnym gronie pamiętamy do dzisiaj i mimo upływu lat wracamy w tamte strony. Tam wujek częstował nas czarnym olejem z pyrkami to kiedyś był rarytas a my jako dzieci byliśmy szczęśliwi i zadowoleni, że możemy na wsi takie coś zajadać. Tato zabierał nas także do cioci Peli, która mieszkała pod Janikowem na wsi w Dobieszewiczkach wraz z mężem, 2 córkami i synem. Tam wspominaliśmy jak była burza i piorun strzelił w budynek mieszkalny. A droga, którą musieliśmy przebyć pieszo z pociągu była bardzo wyboista i nam jako dzieciom ciężko się szło, ale mimo tego dzisiaj to miło wspominamy. Zawsze nas tam też miło przyjmowali i ugościli odwiedzaliśmy także ciocię jak przeprowadzili się do Janikowa.
Do cioci Heleny, która mieszkała w Rutartowie k. Gniewkowa też z tatą jeździliśmy pociągiem, a potem kilka kilometrów pieszo musieliśmy iść co nieraz narzekaliśmy, że bolą nas nogi i tato niósł nas na plecach lub tzw. Barana. Tam u cioci pamiętamy jak wodę trzeba było nosić na szonodach a po ziemniaki chodziliśmy do parsków i miło siedziało się na dworze przed domem na świeżym powietrzu. Ciocia, gdy odjeżdżaliśmy do domu to odprowadzała nas z kuzynkami do połowy drogi. Było u nich miło i wesoło.
Pamiętamy też wizyty naszego taty w Gniewkowie u Urszuli Firkowskiej gdzie tato nas także zabierał, gdy jeździł na grób do swojej mamy, a naszej babci. Bardzo się cieszyliśmy jak nam pozwolił zapalać znicze na grobach bliskich, bo w Gniewkowie spoczywają także bliscy naszej mamy i siostra Zofia i brat Jan.
Tato jeździł na grób do Jaksic do swego taty i nas zabierał z sobą jako dzieci i już dorosłych też. Zygmunt Firkowski był ojcem chrzestnym Mariana syna Antoniego i był kulawy.
Data spisania wspomnień: listopad 2005r. |