poprzednia strona


Wspomnienia Mirosława Firkowskiego
(tekst wygłoszony na I Zjeździe Firkowskich - 21.08.2004)

       Moi Drodzy! To, że w Sielpi się spotykamy, to jest wyjątkowy chyba zbieg okoliczności. Bo tu na tej dawnej ziemi hrabiów tarnowskich powstała stanica, a pierwsze jej zalążki już w początkach lat 30tych tu byliśmy my harcerze. Bo też jestem harcerzem, bo harcerzem się nie bywa, a jest się. Jak się złożyło przyrzeczenie to tym harcerzem się jest. I tym harcerzem byłem w czasie wojny. Kto w Końskich jeszcze mieszka, to jak pamięta 39 rok to przecież przede wszystkim harcerze rzucili się, że tak powiem, bronić Ojczyzny. I tych harcerzy było dużo. Nie będę może wymieniał nazwisk wielu ich. Ale zginęła ich masa: i w partyzantce, i na różnych frontach, i w obozach koncentracyjnych. No mnie akurat tak Bóg pokarał, bym powiedział, że po wrześniu i krótkiej działalności w ruchu oporu zostałem deportowany poprzez Kielce do Oświęcimia. Niektórzy pamiętają: nas aresztowano 21 uczniów gimnazjum koneckiego. Po jakimś czasie 16 zwolniono, a nas 5 jako zakładników zabrano do Oświęcimia. W tej chwili z tych pięciu jestem tylko ja przy życiu. Tadeusz Jakóbiec został zagazowany, niektórzy pamiętają to nazwisko. Marian Kowalski został zagazowany. Lutek Gutowski przetrwał wojnę, ale był w takim stanie zdrowia, że w krótkim czasie umarł. Marian Ryszard Godlewski został z Auschwitz wywieziony do Noighan i tam zginął w straszliwym komandzie przy pogłębianiu kanału Elba (czyli Łaba po Polsku). Gdzie, czy więzień umiał czy nie umiał pływać, musiał iść kopać nawet kosztem tego, że się utopił. I tak pięć lat w obozach koncentracyjnych przetrwałem. Wróciłem do kraju szczęśliwy, ale rzeczywistość okazała się straszliwa. Na każdym kroku okazało się, że wielu z Rodziny, wielu z przyjaciół nie żyje. Zginęli w partyzantce, zginęli w obozach. I tak na przykład 53 lata poszukiwaliśmy brata młodszego - Wieśka. Wreszcie przypadek zrządził, opowiem z uwagi na to, że mało kto wie o takiej historii. Wiesiek zginął i nie ma. Był w partyzantce, widzieli go. Nawet tu będący Rysiu z nim rozmawiał na kilka dni. Tymczasem zginął gdzieś. 53 lata żeśmy go poszukiwali wszędzie. Okazało się, że zginął tu pod Fałkowem w Rudzisku i leży w zbiorowej mogile. Jeżeli komuś czas pozwoli, a będzie w Fałkowie tam na cmentarzu leży 11 partyzantów Narodowych Sil Zbrojnych NSZ. To była partyzantka Las1. Zginęli tylko dla tego, że zdradziecki jakiś tchórz naskarżył i zawiadomił żandarmerię niemiecką, że partyzanci na Święta Wielkanocne sobie zrobili u nich postój. I w Wielki Piątek 13 kwietnia 1944 roku żandarmeria królewska ich dopadła. 11 zginęło, kilu było rannych. Rannych zabrali Niemcy. Ale znów Bończa, na pewno Ci co się historią interesują będą wiedzieli, Bończa odbił ich, jak z Końskich przewozili ich do Radomia?. Tak, że o tej Ziemi naszej koneckiej mówić raczej można tylko z wielkim poczuciem spełnienia, przez ludzi, obowiązku obywatelskiego. Na każdym kroku spotyka się i jak się jedzie przez Ziemię konecką wszędzie są te ślady dawnych, wojennych mogił. Przykro mi może mówić więcej; zresztą jeżeli będą chętni to moje osobiste wspomnienia są w tej książeczce, broszurce nawet bym powiedział, która napisałem. A to tylko dzięki temu ze mi uratowano rękę. Bo w Oświęcimiu miałem mieć amputowaną prawą rękę. Teraz piszę i pracowałem ta ręką, ale udało się to tylko dlatego ze znów znalazł się Polak który mi pomógł i rękę uratował. Jest to ta ręka, na której mam taką bliznę paskudną. A to pochodziło stąd, że gestapo w Kielcach nie żartowało. Miałem ja złamaną bity do nieprzytomności itd. Zresztą opowiadanie pięciu lat gehenny minęłoby się z celem. Zresztą i nastrój musiałbym wprowadzić niekoniecznie taki jakim się chcemy cieszyć. Przede wszystkim musimy się cieszyć tym żeśmy się spotkali.